Nad
ranem Aimee cierpiała na straszliwy ból głowy. Wstała więc, aby wziąć tabletkę.
Udała się w tym celu do kuchni. Szczerze mówiąc nie wiele pamiętała z
wczorajszej nocy. Wspomnienia zlewały się w jedno. Dziewczyna zastanawiała się
jak bawił się Alvaro z Cierrą. Pewnie słabo. Cóż, wynagrodzi im to kiedy
indziej.
-Hej
skarbie. Jak było wczoraj? – zapytał jej narzeczony pojawiając się za nią i
dając jej całusa w policzek.
-
Szczerze? Nie pamiętam. – odpowiedziala.
-
Jak to? – zdziwił się.
-
Normalnie. Odleciałam już na początku. – powiedziła zgodnie z prawdą.
-
Musiało być ostro. – zażartował.
-
I było. – zaśmiała się. – Szkoda, że nie pamiętam. Gdzie Alvaro? Śpi?
-
Śpi? –uśmiechnął się. – Jest od godziny w pracy.
-
I nie obudził mnie? – spytała patrząc na zegar ścienny.
-
Powiedział, że miałaś ciężką noc i aby dać ci spokój.
-
Wow. To najlepszy brat na świecie. – stwierdziła. – Ale nie mów mu tego. –
dodała szybko.
-
Postaram się. – uśmiechnął się. – O cholera. Muszę lecieć. – dodał patrząc na
zegar na ręce.
-
Okej. O której będziesz? – zapytała.
-
Nie wiem, mam jeszcze golfa z twoim tatą po południu. – odparł, a Aimee
pocałowała go w usta z uśmiechem.
-
Coś dużo czasu z nim spędzasz. – zaśmiała się mając cały czas ręce oplecione w
okól jego szyi. – Tylko niech mi cię nie odbije.
-
Nie ma na to szans. – powiedział wesoło.
-
Bo mnie kochasz? - zapytała.
-
Tez. – odparł pogodnie. – Dobra, naprawdę muszę lecieć. – dodał całując ją w
policzek i wyszedł z domu.
*
Alvaro
znajdował się w restauracji razem z Cierrą, która dzisiaj miała dzień wolny,
więc postanowiła mu pomoc i zająć się roznoszeniem potraw.
-
Naprawdę musimy znaleźć drugą kelnerkę, właśnie na takie sytuacje. – powiedział
podając dziewczynie sałatkę.
-
A poinformowaliście o tym ludzi? Wiesz, nie spadnie wam kelner z nieba. –
odparła biorąc od niego zamówienie.
-
To trzeba się zareklamować? Co ty mówisz. – rzekł z ironią, a potem przewrócił
oczami. – Oczywiście, że o tym wiem. Ale to trudne jak się potrzebuje kogoś od
zaraz.
-
Mogę wam zrobić ulotki. – zaproponowała.
-
Naprawdę? Mogłabyś? Byloby super. – powiedział chłopak. – Jestes najlepsza.
-
Wiem. – stwierdziła puszczając mu oczko i poszła zanieść sałatkę. Wtedy do
restauracji weszła Aimee, która nie wyglądała najlepiej. Alvaro spojrzał na nią
ze współczuciem.
-
Co tutaj robisz? Brant nie przekazał ci, że nie musisz przychodzić? Cierra i ja
zajęliśmy się wszystkim. Tak na marginesie to zrobi nam ulotki, super co?
-
Tak, super. – jęknęła. – Boże, ile ja wczoraj wypiłam? Kompletnie nic nie
pamiętam.
-
Nic? Żałuj. – roześmiał się Alvaro.
-
Czemu? Co mnie ominęło?
-
Poznaliśmy parę fajnych osób. – odpowiedział.
-
Serio? – zdziwiła się. – wy też ich poznaliście?
-
Głównie my. Ty odleciałaś. – powiedział szczerze. – Dobra, ale nie ważne.
Pewnie już więcej ich nie spotkamy.
-
Mówisz to z rozczarowaniem. – zdziwiła się. – Czy wśród nowo poznanych osób
była dziewczyna?
-
Tak, była. – uśmiechnął się. – Miała co najmniej 60 lat. – po tych słowach
wybuchnął śmiechem.
-
Wow. A już bałam się, że poznaliśmy kogoś normalnego, a ja tego nie pamiętam. –
stwierdziła. Alvaro zmrużył groźnie oczy, ale nic już nie powiedział na ten
temat.
-
Przyszłaś tutaj pracować?
-
Szczerze? Miałam taki zamiar. Właściwie to chciałam zobaczyć jak sobie
radzicie, ale widzę, że całkiem nieźle, więc chyba już pójdę. – powiedziała,
ale wtedy pojawiła się za nią Cierra.
-
O nie, nie. Skoro już tu jesteś to znaczy, że nie muszę odwoływać wizyty o kosmetyczki.
Do roboty. – rzekła bojowo, a Aimee jęknęła.
*
Vincenta
obudziło z samego rana głośne pukanie do drzwi. Chłopak wstał i jeszcze
nieprzytomny poszedł otworzyć. W progu ujrzał barczystego mężczyznę. Chłopak
przetarł oczy i zapytał:
-
Tak?
-
Czynsz. – odpowiedział mężczyzna i dopiero wtedy Vincent zdał sobie sprawę z
tego, że to właściciel mieszkania.
-
Jak to? Ostatnio płaciłem. – rzekł chłopak, choć jeśli miałby być szczery to
nie miał pojęcia kiedy płacił.
-
Zgadza się. Miesiąc temu. – odpowiedział, a do chłopaka dopiero teraz dotarło,
że kompletnie o tym zapomniał. Problem był w tym, że nie miał pieniędzy
aktualnie. Wyrzucili go ostatnio z pracy.
-
A jeżeli teraz nie mam? – zapytał nieśmiało.
-
Będę zmuszony cię wyrzucić. To jak? Nadal nie posiadasz pieniędzy? – dopytał, a
chłopak mruknął pod nosem, że coś wykombinuje. – Tylko pospiesz się. Zegar
tyka. Tik tok, tik tok. – uśmiechnął się i poszedł. Vincent ciężko westchnął.
Nie miał zielonego pojęcia w jaki sposób zdobyć pieniądze. Cóż, wyląduje na
bruku najwyraźniej.
*
Nad
ranem Sean smażył naleśniki. Jego babcia i Eldero jeszcze spali. W jednym łóżku
warto wspomnieć, że to był przypadek. Zresztą sam ich tam zaprowadził dla
żartów. Oni zafundowali mu noc w klubie, a on im zafundował wspólny poranek.
Tak było sprawiedliwie. Więc gdy usłyszał krzyk, zaśmiał się pod nosem. Już
wiedział, co on oznacza.
-
Co to ma znaczyć? – zapytała Nia, wchodząc do kuchni z pretensjami.
-
Ale co? – Sean udawał, że nie wie o co chodzi.
-
Ja i Eldero w łóżku. – odpowiedziała jakby to było coś oczywistego.
-
Wow, no to zaszaleliście. – powiedział rozbawionym tonem. Nia założyła ręce na
klatkę piersiową.
-
Połozyłeś nas razem, prawda?
-
Nieee. – odparł, choć wiedział, że babcia pozna kłamstwo. Nie umiał zresztą kłamać.
– Dobra to ja. Skąd ta pewność, że nie zasneliście razem? – uniósł do góry
brwi.
-
Z powodu naszej zasady. – odparła wzruszając ramionami.
-
Zasady? – spytał nic nie rozumiejąc.
-
Tak. Zasady, która głosi, że nigdy przenigdy, nawet w najgorszych
okolicznościach nie będziemy spać w jednym łóżku. – odparła. – Eldero ta zasada
bardzo się podoba, więc nie ma problemu.
-
Serio? – chłopak nie mógł w to uwierzyć. – To co robił nago w moim pokoju?
-
Nic nie wspominałam o okazjonalnym seksie. – powiedziała rozbawionym tonem.
-
Fuu. – jęknął.
-
Hej! Sam na pewno uprawiasz masę seksu, a nam starzych ludziom nie można? Bo
co? Bo jesteśmy starzy?
-
Ee, tak jakby? Po za tym nie uprawiam masy seksu. – odparł.
-
A co? Czekasz do ślubu, prawiczku? – zadrwiła, a widząc minę swojego wnuczka
zrobiła wielkie oczy. – O boże! Ty naprawdę czekasz do ślubu. Wielki panie. W
dupach się poprzewracało tej młodzieży. – westchnęła.
-
Nie czekam do ślubu, po prostu… Dotąd byłem tylko z jedną dziewczyną i tylko z
nią…no wiesz. – powiedział zawstydzony.
-
Uprawiałeś seks? – Nia jak zwykle bezproblemowo mówiła o co jej chodzi.
-
Tak. – rzekł rumieniąc się. – Nie wiem czy jestem gotowy na…boże, jesteś moją
babcią, nie rozmawia się o takich rzeczach z rodziną. – jęknął.
-
Daj spokój. – machnęła nie dbale dłonią. – Seks to normalna sprawa. Nie ma
powodu do wstydu. W klasztorze cię chowali? – powiedziała i podebrała papryczkę
ze stołu. – Nie wierzę, że mając tak wyzwoloną babcię z ciebie wyszedł taki…-
urwała patrząc na niego - …ty.
-
No widzi babcia. Jestem wyjątkowy. – uśmiechnął się.
-
Nie wiem czy to powód do dumy. – odparła.
*
Vincent
pomyślał, że może zarobić poprzez podlewanie kwiatków sąsiadom i pomaganie w
roznoszeniu ciężkich zakupów. Toteż starał się to robić przez najbliższe parę
godzin. Po tym czasie stwierdził, że dobrze będzie upomnieć się o pieniądze i
nie wyjdzie przy tym na desperata.
-
Dzień dobry pani Wilson. Pamięta pani jak pomogłem pani przy noszeniu zakupów?
– zapytał.
-
Tak, to było dwie godziny temu. – odpowiedziała zaskoczona.
-
Mhm, rozumiem. A ile pani uważa, że jest w stanie mi zapłacić. – postanowił
zapytać prosto z mostu.
-
słucham?! – kobieta prawie krzyknęła. – Za co zapłacić? Za wykonanie
sąsiedzkiego uczynku? Oj chłopcze, chłopcze. Na drugi raz nie dam sobie pomoc.
Nie wiedziałam, ze jesteś taki łasy na pieniądze.
-
A ja na drugi raz pani nie pomogę. – powiedział z dumą, na co kobieta
zatrzasnęła mu drzwi przed nosem. Chłopak postanowił się jednak nie poddawać i
dalej walczyć o swoje, toteż poszedł do następnej sąsiadki.
-
Wiem panią Clark. Ślicznie pani dziś wygląda.
-
Nie dam ci pieniędzy. – odpowiedziała prosto z mostu.
-
Skąd pomysł, że po nie tu jestem? – zdziwił się.
-
A nie jesteś? – zapytała krzyżując ręce na klatce piersiowej.
-
No może jestem, ale skąd ten pomysł? – rzekł na co kobieta przewróciła oczami i
zamknęła drzwi. – Skąpi ludzie z was, wiecie?! – krzyknął wściekły. – Te
kwiatki naprawdę ciężko było podlać! – rzucił na odchodne i poszedł.
*
Tymczasem
Cierra wbiegła do restauracji z nowymi ulotkami. Była z siebie bardzo
zadowolona i była pewna, że to przyciągnie im sporo klientów. Alvaro właśnie
kończył smażyć stek, a Aimee siedziała nudząc się, gdyż nie było nowych
zamówień.
-
Zobaczcie co mam! – krzyknęła machając ulotkami.
-
Na pewno nie ulotki. – odpowiedział Alvaro widząc je.
-
Piękne, prawda? Możecie je rozdawać ludziom na ulicy.
-
Nie mam czasu. – odparł Alvaro.
-
Ja niestety też. – odparła Aimee.
-
Taa masz pełne ręce roboty. – powiedziała Cierra mrużąc oczy.
-
Teraz może nie, ale ogólnie jestem bardzo zajęta. – rzekła.
-
Rozumiem. – powiedziała dając nacisk na to słowo. W tym momencie do restauracji
wszedł Vincent wyglądając naprawdę miernie.
-
Co jest stary? – zapytał Alvaro.
-
Nic, naprawdę. – odpowiedział chłopak siadając na siedzeniu.
-
Okej, nie chcesz to nie mów. – mruknął wracając do swojej pracy.
-
Jak możesz tak mówić?! – obruszył się.
-
Więc co się dzieje? – zapytał ponownie ciężko wzdychając.
-
Nie ważne. – machnął nie dbale ręką.
-
Okej, wracam do pracy, poważnie. – powiedział.
-
Serio? Tak traktujesz najlepszego kumpla? – Vincent nie mógł w to uwierzyć. W
tym momencie podeszła do niego Cierra.
-
Co się dzieje? – zapytała przygryzajac papryczkę.
-
Potrzebuje pracy. – wyznał, choć sam nie wiedział czemu. Dobrze na niego
działała, tak jakby mógł jej powiedzieć wszystko. – Mogę stracić mieszkanie.
Tymczasem
Cierra wbiegła do restauracji z nowymi ulotkami. Byla z siebie bardzo
zadowolona i byla pewna, ze to przyciągnie im sporo klientów. Alvaro wlasnie
konczyl smażyć stek, a Aimee siedziala nudząc sie, gdy nie bylo nowych
zamowienm
-
Zobaczcie co mam! - krzyknęła machając ulotkami.
-
Na pewno nie ulotki. - odpowiedzial Alvaro widzac je.
-
Piękne, prawda? Możecie je rozdawać ludziom na ulicy.
-
Nie mam czasu. - odparl Alvaro.
-
Ja niestety tez. - odparla Aimee.
-
Taa masz pelne ręce roboty. - powiedziala Cierra mrużąc oczy.
-
Teraz moze nie, ale ogólnie jestem bardzo zajęta - rzekla.
-
Rozumiem. - powiedziala dajac nacisk na to slowo. W tym momencie do restauracji
wszedl Vincent wyglądając naprawdę miernie.
-
Co jest stary? - zapytal Alvaro.
-
Nic, naprawdę. - odpowiedzial chlopak siadając na siedzeniu.
-
Okej, nie chcesz to nie mów - mruknal wracajac do swojej pracy.
-
Jak mozesz tak mówić?! - obruszył sie.
-
Wiec co sie dzieje?- zapytal ponownie cieżko wzdychając.
-
Nie ważne. - machnął nie dbale reka.
-
Okn wracam do pracy, poważnie, - powiedzial.
-
Serio? Tak traktujesz najlepszego kumpla? - Vincent nie mogl w to uwierzy w tym
momencie podeszla do niego Cierra.
-
Co sie dzieje? - zapytala przygryzając papryczke,
-
Potrzebuje pracy, - wyznal jej, choć sam nie wiedzial czemu. Dobrze na niego
dzialalam tai jakby mogl jej powiedzieć wszystko. - Mogę stracić mieszkanie,
-
Pomoc sąsiadom na nic sie zdala, co?
-
Nie chcieli placic, - pozalil sie.
-
Dupki. - Skomentowała. Wtedy Vincent zobaczyl
ulotki. Ktore Cierra plozyla obok,
-
Ci to jest? - zapytal wskazując na nie ruchem Glowy.
-
Nic takiego, - machnęła je dbale dlonia - Alvaro i Aimee potrzebują kogoś do
pracy,
-
Co? - obruszył sie, - Na jakie stanowisko?
-
Menadżera. - zakpila,
-
Oo, moze sie nadam.
-
Żartuje. Kelnera.
-
Och, no co, żadna praca na nie hańbi. - powiedzial.
*
Sean
tymczasem wyszedl z domu w poszukiwaniu pracy. Nie wiedzial tylko, ze to
zadanie wcale nie jest takie proste jak mu sie na początku wydawało. Byl w cukierni
zawiedziony ogloszeniem, ale okazalo wiem ze bylo, tylu chętnych bardzo
wątpliwe, ze wybiorą kogoś bez doświadczenia. Potem poszedl do lodziarni, ale
okazalo sie ze jest za niski. Cóż, to bylo dziwne, ale nie wnikal. I na końcu w
kawiarni, ale wlascicielka stwierdziła, ze potrzebny im ktoś radosniejszy. On
ma w sobie zbyt wiele smutku. Zastrzegla, ze jeżeli sie go pozbędzie to, żeby
wrocil i wtedy moze dostanie prace. Zalamany chlopak poszedl do restauracji
Alvaro. Jeszcze wtedy o tym nie wiedzac. Usiadl przy stoliku w rogu i odebral
sms od babci o treści: JAKA TRAFILA CI SIE PRACA? Chlopak westchnął. Zadna, ale
milo iż babcia w niego wierzy. Zawsze
cos. Wtedy podeszla do niego Aimee. Chlopak widzac ja uniosl do gory brwi, a
potem sie usmiechnal.
-
Hej. - powiedzial.
-
Hej? - zdziwila sie dziewczyna.
-
Jak sie czujesz po wczoraj? - zapytal.
-
Co masz na myśli? - odpowiedziala pytaniem.
-
Mowie o wczorajszym wieczorze. Jak sie czujesz? Glowa nie boli?
-
Znamy sie? - Aimee nie miala pojęcia o
co chodzi nieznajomemu.
-
Tak, jestem Sean, pamietasz mnie, prawda? - a widzac jej minw, dodal: - Nie
pamietasz.
-
Ogólnie nie wiele pamietam z wczorajszego wieczoru. Jeśli to cię pociesza.
-
Bo bylas pijana. - usmiechnal sie - Wybacz. To nie moja sprawa ile pijesz.
-
Spoko.Nie obrażam sie szybko. Mój brat mówil, ze poznaliśmy para osób. Nie
wiedzialam tylko, ze trafil sie ktoś tak fajny.
Sean
zarumienil sie.
-
Taa. - mruknal spuszczając glowe.
-
To co podac? - zapytala.
-
Wodę i...musze sie zastanowic. - odpowiedzial, a Aimee kiwnęła Glowa i odeszla
od niego.
*
Marcin
Jabłoński
10:59
Marcin
Jabłoński
*
-
Znamy tego kolesia? - zapytala Aimee wskazując ruchem Glowy na Seana.
-
Tak, to Sean, - odpowiedzial Alvaro.
-
Uff, juz balam sie, ze to jakiś psychol.
-
Poznaliśmy go wczoraj na imprezie. I jego szalonych dziadkow również. - odparl. - Cierra tanczyla z chyba
jego dziadkiem.
-
Cóż, tego akurat moglam sie domyślić. - powiedziala rozbawionym tonem.
-
Cos zamowil? - zapytal zerkając w jego stronę.
-
Tylko wodę. Powiedzial, ze sie zastanowi. - odparla dziewczyna. Alvaro otworzyl usta, aby cos rzec, ale
ubiegl go Vincent który podszedl do niego vedac wscieklym za to, iz nic nie
wiedzial o tym, ze potrzebują kogos do pracy.
-
Dlaczego mi nie powiedziałeś? - spytal z
uraza.
-
O czym? - zdziwil sie Alvaro.
-
O tym, ze potrzebujecie kogos do pracy! - odparl jakby to bylo oczywiste.
-
A po co mialem ci o tym mowic? - zapytal nadal nic nie rozumiejac.
-
Potrzebuje wlasnie pracy! I co? Musialem dowiadywać sie tego od Cierry! Nie,
zebym mial cos przeciwko na marginesie, ale serio? Jestes moim najlepszym
przyjacielem. Powinienes mi mowic takie rzeczy. W ogole powinienes rozmawiac ze
mna wiexwj o uczuciach. Hestesmy w Hiszpani, tu nie bedzie to dziwne. Wiec jak
Alvaro Solar? - spytal patrzsc na niego oczami szczeniaczka.
-
Czy ty mi sie oświadczasz, stary? - zmqrszczyl brwi.
-
Jezeli to ma cie sklonic do powierzenia mi tej pracy to tak, oświadczam ci sie.
Wiec?
-
Odpowiedz brzmi, nie, nie wyjde za ciebie, ale masz te prace. -
odparl.Vincentowi zaświecily sie oczy i uściskał przyjaciela z calych sil.
-
Jestes moim ulubionym kucharzem. Zdecydowanie.
-
Jedynym kucharzem jakiego znasz raczej. - powiedzial. Aimee tymczasem nie mogla
w to uwierzyc. Lubila Vincenta, ale to...vincent. Czegokolwoek sie dotknal
zamienial to w katastrofę.
-
On? Serio? - zapytala wskazując na chlopaka.
-
Stoje tu. - przypomnial jej.
-
No co? To glownie moja restauracja mam tu większe,prawa, - powiedzial Alvaro.
-
Tak? Wiec co zrobisz jak zbankrutujeny przez niego?
-
Nadal tu stoje. - przypomnial vincent.
-
Nie mowisz powaznie chyba? Vincent bedzie tylko kelnerem. Poradzi sobie. -
Alvaro machnęl reka.
-
Dla niego az kelnerem. - rzejka dziewczyna.
-
Do cholery! Czy jestem r? - spytal chlopak.
-
Nie przejmuj sie nia. Sama nie jest najlepsza kelnerka. - pocieszyl go Alvaro.
-
Jestem tu. - odezwała sie Aimee.
-
Serio?
-
Tak, ale jest moja siostra, wiec nie moge jej wymienic. - powiedzial Alvaro.
-
Serio? Nie widać mnie? - rzekla Aimee.
-
Jestes super kumpel, - powiedzial Vincent ze wzruszeniem.
-
Wiem. - odparl skromnie.
*
Tymczasem
Aimee wróciła po zamówienie, mając nadzieje, ze chlopak juz sie na cos
zdecydowal. On jednak nadal nie wiedzial co chce, gdyz caly czas spoglądal w
kierunku ich czwórki.
-
Co podac? - w z usmiechen.
-
Un, sałatkę? - strzelil.
-
Nie mamy w zestawie salatek, - odpowiedziala,
-
Och w takim fazie... - powiedzial zawstydzimy,
-
żartuje, oczywiście, ze sa. Jaka? - odparla próbując sie roześmial.
-
Nie wiem wlasnie. - rzekl niepewnie.
-
Polecam z owocami morza. Alvaro robi ja swietnie, ale nie mów mu tego. - rzekla
pogodnie.
-
Alvaro? Byl z nami wczoraj, pamietam go.
-
Serio? - zdziwila sie. - Dal sie wryć w pamięć? Dziwne. Musial byc bardzo
pijany. - zażartowała.
-
Nie byl.
-
Wiem, Alvaro nie pije. Okej to ide po sałatkę, tak?
-
Tak. Owocami morza.
-
Okej. - Aimee uśmiechnęła sie i odeszla od niego.
*
- Zamowil salatke z owocami morza. -
powiedzoala Aimee.
-
Klienci ja bardzo chwala. Ciekawe skad o tym wiedzial? - zaczak sie zastanawiac
Alvaro. - Ktos mnie chyba nie zarekomendowal?
-
Ma gust. - odparla wzruszajac ramionami.
-
Bez watpienia. - odparl chlopak z szerokim uśmiechem. W tym momencie Vicent,
ktory chcial swoja prace zaczac juz od dzisiaj podszedl z zamowieniem.
-
Dwa razy kaczka z warzywami i woda.
-
Juz sie robi. - powiedzial. - Widzisz? Radzi sobie całkiem niezle. - dodal i
spojrzal dumnie na siostre.
-
Pracuje od 2 minut. Nawet pies radzilby sobie niezle przez ten czas. -
odpowiedziala.
-
Ona zawsze tyle marudzi? - spytal Vincent wskazując na nia.
-
Wcale nie marudzę. - rzekla. - Mowie co myślę, a to roznica.
-
W takim razie: okropna bluzka. Źle ci w czerwonym. - skrytykoaal ja Vincent.
-
Pogielo cie? Wiesz ile za nia zaplacilam? - zapytala wsciekla.
-
Mowie co mysle to wszystko. Nie zlosc sie juz tak bella. - rzekl odchodzac od
niej zadowolony. Alvaro zachichotal pod nosem.
*
Marcin
Jabłoński
11:08
Marcin
Jabłoński
Brant
byl na golfie z ojcem swojej
narzeczonej. Pracowal w jego firmie i chcial, aby mieli dobre stosunki, choc X
lubil go bez tego. Uwazal, ze Aimee nie mogla lepiej trafic i cieszyl sie, ze
Brant pojawil sie w jej zyciu. Byl przystojny z dovrego domu, majacy
jednoczesnie glowr do interesow. Nie znal jrdynie prawdy o tym iz chlopak nie
byl do konca tak ulozony jak sadzil i skrywal tajemnicę. Otoz Brant nie lubil sie
przywiazywac. Kobiety wolal traktowac jak jednonocne przygody niz zwiazek, a
jednak. Zareczyl sie. Jak to mozliwr? Gdy chlopak zastanawial czy zwiazek z
aimee ma sens zadzwobil jej ojcem priponujac mu staz w jego dirmie. On zgodzil
sie, a nie mogl zerwac pracujac w jego foemie. I tak uplynal rok. On juz nie
jest stazuata, ale jego osobistum asystentwm i zarabia kupe forsy. Do ainee
zdazyl sie przyswyczaic i nawet pojochac ja na swoj wlasny spoaob.
-
Jak tam moja corka? Nadal jest kelnerka? - zagadnal.
-
Tak. - odparl chlopak. - Dlaczrgo moalavy nie byc? - zdziwil sie. X zamachbal
sie i wbil pilke do dolka. Qydal z sievie ojrzyk zwyciestwa.
-
Dlaczrgo mohe dzieci nie moga brac przyjlafu z ciebie? - zapytal. Vraby
wzueszyk ramiobami.
-
Moze jezzcze nie wpadki na ten ponysl? - zazartowal.
-
Wciaz nie moge uwierzyc, ze moja corka jest kelnerka, a syn kucharzem, co za wstyd. - mruknal.
-
Wydaja sie szczesliwi. - stwierdzil dochodząc do wniosku, ze trzeba ich chyba
bronic.
-
Och, wiem Brant, ze ja kochasz, a on jest twoim przyhacielem...- zaczal, a
Brant chxial powiedzieć, ze za duzo powiedziane z tym przyjacielem, ale Zamknął
sie. - ale nozesz smiali oeYBac, ze zmarboqaki sobie zycie.
-
Nie mbie to ocebiac, ake mozliwr.
-
Oczywiscie, ze tak! Szkoda, ze nie chcą pracy w mojej firmie. To byłoby
spełnienie marzen.
-
Pańskich?
-
Oczywiscie. A czyich?
Brant
kiwnal Glowa. Mogl sie domyśleć. W tum momencie obok nich wysoka blondynka skąpo ubrana. Brant
powędrował za nia wzrokiem. Tak aamo zrobil X.
-
Niezla. - skomentował ojciec ainee.
-
Slucham? - zdziwil Brany.
-
Nic, nic. Za duzo wypiłem. - odparl.
-
Prosze sie nie krępować, nie powiem panskiej zonie. - rzekl chlooak.
-
Dlatego cie lubie! - powiedzial z szerokim usmiechen. - Jestes gosc.
-
Dziekuje? - Brant nie bardzo wiedzial jak zareagować na ten dziwny komplekent.
-
Pojdziemy później do klubu ze striptizem?
-
Setio?
-
Nie, zartuje. - rozesmial sie X, a zarZ potem spoważniał. - A gdybym nie
żartowal?
-
Nie wien, chyba nie. - odpark choc mial ochote. Sam to czesto robil.
-
Wiec zartuje. - ponownie sie rozesmial.
*
Vincent
pracowal w restauracji od paru godzin, a juz zdazyl pomylić zamówienie. Aimee
musiala przepraszać potem klientów i zaproponować im darmowy posilek. Ewentualnie zgodzil sie, ale zarzekli, ze nie
zarekomendują restauracji znajomym. To byl cios.
-
Na drugi raz postaraj sie nie pomylic zamowien. Widzisz co z tego wychodzi. -
powiedziala dziewczyna.
-
Sorry. - odpowiedzial bez cienia za wstydzenia.
-
Tylko sorry? Stracilismy przez ciebie 50 dolatow! Zapłacisz za to?
-
Nie mam nawet 10 dolarów w tej chwili. - odparl.
-
Daj mu spokoj. To jego pierwszy dzien. Wyrobi się. - rzekl Alvaro.
-
Bronisz go tylko dlatego, bo jest twoim najlepszym przyjacielem. - powiedziala
Aimee.
-
Raczej jednymym przyjacielem, - powiedzial Vincent przez smiech.
-
Nie pomagasz, - odezwal sie Alvaro.
-
Sorry.
-
Przestan to powtarzac. - rzucila zirytowanym tonem Aimee.
-
To co mam mówić? - spytal.
- Nic? Wykonuj tylko swoja prace. Bez mylenia
zamówień. - odpowiedziala i odeszla od niego.
-
Nie przejmuj sie nie, stary. Nadal ma kaca. - powiedzial Alvaro.
-
Mogles mówić wcześniej. Dziewczyny z kacem są nie do zniesienia czaloby ja
zostawic w domu. Mowie ci. - rzekl Vincent klapsc go po ramieniu.
*
-
I jak poszukiwanie pracy? - zapytala Nia, gdy Sean wszedl zalamany do domu,
gdyz kompletnie nic nie wyszlo ze znalezienia pracy.
-
Nijak. - odparl. - Okazuje sie, ze nawet w Hiszpani nie jest tak latwo zdobyc
prace. - dodal.
-
Nie przejmuj sie. Cos znajdziesz. - pocieszyła go.
-
Taa. Moze za rok cos sie trafi. - odparl.
-
Na pewno. Zrobilam pyszny gulasz chcesz?
-
Jasne. - odparl siadając na krzesełku. - Dzisiaj odkryłem swietna restauracje
tak na marginesie.
-
Jaka?
-
U Alvaro. Zjadlem tam dzisiaj najlepsza salatke w zyciu. - pochwalil sie.
-
Alvaro? To nie ten chlopak ktorego spotkaliśmy wczoraj? - spytala marszczsc
btwi. Sean kiwnal gloqa.
-
Ten sam. - przyzbal.
-
Byl uroczy. I jak zareagowal gdy mu o tum powiedziales? Wyhladal na niepewnego
siebie. Przydaloby mu sir usluszev kilks moluvh slow. - powidxzoala koboeta.
-
Wlasciwie to...nie widzialem sie z nim tylko aimee. Ta dziewczyna, która byla
pijana. Nie pamietala mnie nawet. - powiedzial z rozbawieniem.
-
Nie powiedziałeś mu? Oj sean, sean. - stwierdził krecac glowa.
-
Nie bylo jakoś okazji. - przyznal.
-
Zrob to następnym razem. Albo wiesz co? Pójdę tam jutro z toba. Musze sprobowac
tego jedzenia. - powiedziala z uśmiechem.
-
Co? Babciu nie ron mi tego, proszę. - jęknął. - O boze, powiedzialem to na
glos. - dodal zawstydzony.
-Noe
przejmuj sie. W ramach przeprosin mozesz mnie jutro zaprosić do restauracji. -
powiedziala puszczając mu oczko.
-
No dobra. Pójdziesz ze mną do restauracji? - zapytal.
-
Oczywiscie wnusiu. Dziekuje, ze pytasz. - usmiechbela sie.
-
Prosze. - mruknal przewracając oczami.
Marcin
Jabłoński
11:10
Marcin
Jabłoński
W
domu Aimee zrobila kolacje dla Branta, ktory przyszedl zmeczony do donu.
-Witaj
kochanie. - powitala go z usmiechem.
-
Wow to dla mnie? - zapytal zaskoczony.
-
Nie, dla mojego kochanka. - odpowiedziala.
-
Ooo niegrzeczna. Dzisiaj zostaniesz ukarana.- mruknal i podszedl ja pocalowac.
-
Naprawde? A wiec czekam na moja karę. - odpowiedziala, gdy przestali sie
caliwac. W tym momencie di domu wszedl Alvaro.
-
Ooo kolacja! Bosko. Jestem super głodny. - rzekl i podszedl do stolu zjesc.
-
Tak to dla ciebie. Tez. - powiedziala Aimee lekko rozczarowana tym, iż jej brat
zepsul im wieczór.
- wybaczcie. Nie pomyslalem. To miala byc
romantyczna kolacja, co? - zapytal zawstydzony.
-
Nie, cos ty. Te swiece zapaliłam z myślą o tobie. - powiedziala Aimee, a Brant
zachichotal.
-
Glupio mi, ale jestem tak glodny, ze nie mam czasu o tym myslec. - stwierdzil
nakladajc sobie salatki.
-
Spoko. To ty sobie zjedz nasza kolacje, a my pójdziemy na gore. - powiedziala
dziewczyna kierujac sie na gor i ciagnsc za sobą swoje go narzeczonego.
- Wlasciwie to...ja tez jestem mega głodny.
Mogę zjesc? - spytal ja Brant.
-
Siadaj, jedzenia starczy dla wszystkich. - powiedzial z pelnymi ustami Alvaro,
siedzac przy stole.
-
Idz zjesc. Spokojnie. - pozwoliła mu Aimee.
-
Dzięki. - powiedzial i pocałowal ja w policzek.
-
Zaczekam na górze. - powiedziala z uśmiechem i poszla po schodach do sypialni.
-
Wina? - spytal Alvaro, gdy skonczyl sobie nalewać.
-
A nalej. - odparl.
-
O kurde! - krzyknal patrzac na zegarek. - Wlasnie ni sie zaczal program o
gotowaniu. To ja lece obejrzeć. - dodal i poszedl do salonu z winem.
-
Jasne idz nie krepuj sie. Ja tu zostane sam. -mruknal.
*
Następnego
dnia Vincent otrzymal telefon. Przecierajac oczy ze zmęczenia odebral. To byla
Aimee.
-
Gdzie jesteś do cholery? - zapytala wściekła.
-
W domu. - odpowiedzial jakby to bylo oczywiste.
-
Jak to w domu? - spytala wsciekla. - Od godziny powinienes byc w pracy. Jaja
sobie robisz?
-
Serio? - zdziwil sie.
-
Nie żartuje. Masz byc za trzy godziny. Oczywiscie, ze teraz! Szykuj sie. -
powiedziala donośnym tonem.
-
No juz, idę, idę. To tak za godzinkę będę. - powiedzial.
-
Za jaka kurwa godzinke? Masz byc teraz! Rozumiesz? Teraz!
-No
ok. Pa. - mowiac to rozlaczyl sie. Drugi dzien w pracy, a juz mu dawal w kość.
Ale musial to zrobić dla czynszu.
*
-
Twój "najlepszy przyjaciel"znowu nawalil. - powiedziala Aimee. -
Wczoraj pomylil zamówienia, a dzisiaj zaspal godzinę. Ciekawe ci będzie potem?
-
Nie bądź dla niego taka surową. - Avsro nadal go bronil.
-
A jaka mam byc? Lagodna tak jak ty? Sorry, ze wynagam niemożliwego od
pracownikow czyli pojawiania die o ustalonej godzinie i wykonywania swojej
pracy.
-
Och serio? - chlopak zalozyl ręce na klatkę piersiowa. - A kto wczoraj dwie godziny spoznil sie do pracy? I przypominam ci, ze ja tu jestem
szefem, a skoro nie zwolnilem ciebie to i nie zamierzam zwolnic jego. - rzekl.
-
Okej. Nie chcesz mojej pomocy? To nie. Zobaczymy jak dlugo z nim wytrzymasz. Od
dzis nie wtrącam sie, nie dzwonie do niego, aby przyszedl do pracy, ani nie
przepraszam klientów za niego. wykonuje tylko swoja prace, to wszystko.
-
Nareszcie! - ucieszyl sie Alvaro,
-
Zobaczymy na jak dlugo. - mruknęła pod nosem. Wtedy do restauracji wbiegl
zdyszany Vincent. Biegl cala drogę, gdyz nie mogl zlapac bussa.
-
Przepraszam za spoznienie. - powiedzial lapiac sie za serce. - To juz sie nie
powtórzy.
-
Taa chyba dzisiaj. - mruknęła Aimee.
-
Nie zostawilas czasem takiego czegoś jak "bycie miłym" w domu? -
odezwal sie Avaro zirytowanym tonem.
-
Okej, wiem przesadzam. - powiedziala unosząc obie ręce do góry. - Wybaczz.
-
Nie ma sprawy. - rzekl rześko Vincent.
-
Mowilam do mojego brata. - powiedziala, a zaraz potem sie rozesmiala. -
Żartuje. Wyluzuj. Nie jestem taka zla, jako współpracownik.
-
Okej. Wiem. Juz mialem próbkę. - Odparl rozbawiony. - Dobra idę zbierać
zamówienia. Zobaczcie, ze nadaje sie do tej roboty. - mówiąc podszedl do ludzi,
których Aimee juz obsłużyla i skojnie sobie jedli.
-
Boże. - jeknela.
-
To jego drugi dzień, będzie lepiej.- powiedzial nie przekonany. Wtedy do restauracji weszla Cierra.
-
I co? Jak sie sprawuje? - zapytala.
-
Super. - sklanala Aimee.
-
Calkiem niezle.- rzekl Alvaro,który nie umiał klamac.
-
czyli do dupy? - spytala marszczac brwi.
-
Rozkręci sie. - powiedzial szybko Alvaro.
-
Nie zrobi tego, ale skoro musisz to
zobaczyć na wlasne oczy to proszę bardzo. - rzekla z duma.
-
Czy on wlasnie flirtuje z ta blondynka? - zapytala Cierra.
-
O boże. - jeknal Alvaro. - Aimee od dzisiaj to ty obsługujesz dziewczyny, a on
chlopakow. - dodal i podszedl do niego, aby mu zwrócić uwagę.
*
Marcin
Jabłoński
11:13
Marcin
Jabłoński
Po
południu Sean ze swoja babcia postanowili zawitać do restauracji. Chlopak
bardzo sie stresowal, nie chcial zrobic zlego wrazenia, tym bardziej jeżeli
mial nadzieje poznać kogoś fajnego. wiedzial jaka potrafi byc jego babcia i nie
mial dobrego przeczucia w tej sprawie.
-
Babciu tylko proszę, wiesz. - powiedzial do niej.
-
Wiem wnusiu wiem. - odparla z usmiechem poklepując go po glowie.
Ale
ledwo co przekroczyli prog pomieszczenia, a jego babcia juz zaczela sie
zachwycać nad wnętrzem i zapachem potraw. Sean mial ochote zapaść sie pod
ziemię. Usiedli przy stole przy oknie.
-
Ciekawe jakie ceny. - powiedziala. - Moze zapytaj czy dadza nam po zniżce?
Wiesz po znajomości. - dodala puszczając do niego oczko.
-
Babciu. - jeknal.
-
Żartuje przecież. To zrozumialem. Ze nic od razu. Trzeba trochę zaczekać. -
rzekla.
W
tym momencie podeszla do nich ponownie Aimee.
-
O czesc. - powiedziala do Seana.
-
O a my sie znamy, prawda? - uśmiechnęła sie Nia.
-
Nie sądzę, a powinniśmy? - zdziwila sie.
-
To zrozumialem, bylas tak pijana, ze nic nie pamietasz.
-
Jest pani jego babcia? - Domyślila sie.
-
Brawo. - odparla.
-
Babciu. - syknal Sean.
-
Podobni macie tu swietne jedzenie. Sean opowiadal - zmienila temat.
-
To zasluga mojego brata Alvaro, jest świetnym kucharzem. Uczyla go nasza
babcia. - wyjaśniła.
-
Babcie są najlepsze. Prawda? - zwrocila sie do Seana.
-
Bez watpienia.- odparl ironicznie.
-
A wiec co polecasz, zlotko? - zapytala. Dziewczyna zaczela sie chwile
zastanawiac, az w koncu odparla:
-
Polecam homara.
-
To wezme. - powiedziala Nia. - A ty Sean?
-
To samo. - odpowiedzial nie chcac sluzej robic z siebie udioty. Ainee wygladala
na naprawde dajna dzieqcYbe. I nila.
-
Okej, zaraz wróce. - zapewnila i oddalila sie od nich. Seam zaczal zbyt dlugo
sie w nia wpatrywac, toteż Nia nabrała podejrzeń.
-
Podoba ci sie.
-
Cicho. - syknal. - Tego nie powiedzialen.
-
Owszem powiedziałeś.
-
Kiedy?
-
Wlasnie terax.
-
Mowiac, ze tego nie powiedzialem? - a kiedy Nia kiwnęła glowa westchnął. -
Bardzo logiczne.
-
Ale niestety to jeszcze nie ta. - powiedziala.
-
Slucham? - zdziwil sie. - Skad mozesz to wiedziec? Bo raz ja zobaczylas?
-
Nie wiem. Mam przeczucie. Co do twojej bylej mnie nie zawiodlo.- stwierdzila
dumnie.
-
Widzialas ja raz. Raz. A juz skazalas nasz zwiazek na porazke. - zarzucil jej z
uraza.
-
I co? Pomylilam sie?
Sean
pokrecil glowa nie mogac w to uwierzyc.
-
Nie rozumiem ciebie i tych twoich 'przeczuc'. - powiedzial.
-
Kiedy bylam mloda pracowalam jako medium. Nie zarabialam duzo, wiec sie
zwolnilam. Ale nigdy sie nie pomylilam. - powiedziala.
-
Wow. To imponujace.
-
Nie ironizuj. Zobaczysz, ze to nie ta. Zobaczysz. Kiedy apotkasz te wlasciwa
bede wiedziala. Nawet ci fundę pierścionek zareczynowy. - powiedziala z
usmiechem.
-
Dzięki. - mruknal wyglądając na Aimee.
*
-
Znowu przyszedl. - powiedziala Aimee.
-
Kto? - zdziwil sie Alvaro.
-
Sean. - odpowiedziala. - Tym razem z babcia. - dodala. - Ciekawe czemu tu
zaglada?
-
Bo swietnie gotuje? - strzelal Alvaro.
-
Nah, to chyba moja wina. - piwiedIala zadowooona.
-
Serio? - zakpil. - Uwazasz, ze mu aie posobasz?
-
No ty na pewbo nie. - zadrqila.
-
Dlaczego? - ovurzyl sie cglopak.
-
Bo hestes Alvaro. Po za tym nie wyglada na geja.
-
Co to znaczy, bi hwstem Alvaro?
-
Po prostu jesteś...Alvarowaty. Taki romantyk ciagle nieszczesliwy z powodu
braku milosci. I to widać. To odpycha ludzi. Ale jestes mily wiec w sumie
troche ich tez przyciąga, ale traktują cie przez to jak przyjaciela, albo kogos
przy kim nozba uleczyc zlamane serce, rozuniesz?
-
Staram sie. - rzekl.
-
A gdzie Vi...a nie wazne. To twoj problem.
-
Wlasnie gdzie Vincent. - powiedzial rozgladajac sie.
-
Chyba odnalazlam go. - rzekla wskazujac na chlopaka śpiącego na jednym z
wolnych stolików. - Obudziłabym go, ale to twoj problem. Powodzenia.
Alvaro
westchnął. Nie chce go zwalniać, ale chyba bedzie musial.
*
Aimee
tymczasem wrocila do Seana i Nii niosąc im zamówienie. Gdy stawiala talerz obok
babci chlopaka,ona zauwazyla pierścionek zaręczynowy na jej palcu. Uśmiechnęła
sie w duchu. Jak zwykle przeczucie jej nie zawiodlo. Wskazala ruchem Glowy na
przedmiot.
-
To pierścionek zaręczynowy? Jaki piękny! - powiedziala katem oka patrzac w
kierunku Seana, który wygladal na zaskoczonego i jednoczesnie rozczarowanego.
-
Tak, to pierścionek zaręczynowy, dziękuje. - odpowiedziala bedac z dumna, iż ktoś zauwazyl.
-
Twoj narzeczony rmusi byc bogaty. - zauważyła.
-
Pracuje w firmie mojego ojca. - odparla uśmiechnięta.
-
Od kiedy jestescie zaręczeni? - zapytala.
-
Babciu to nie nasza sprawa. - syknal Sean zirytowanym tonem. Ale Nia wiedziala,
iż nie chcial tego po prostu sluchac.
-
Spokojnie, nic sie nie stalo, - machnęła niedbale dlonia, - Od 3 miesiący, ale
na razie nie planujemy sie pobrać.
-
Zbyt dlugie zwlekanie ze ślubem...- zaczela Nia, ale Sean ja kopnął pod stolem
wiec inaczej dokończyła zdanie. - Jest bardzo dobre i sluzy, można sie lepiej
poznać.
-
O dziekuje. To mile. Cóż, musze wracac do pracy. Do zobaczenia. - powiedziala
odchodząc od nich.
-
Znów mialam racje. - powiedziala Nia.
-
To o niczym nie świadczy. - rzekl Sean zirytowany. - Zawsze moga sie rozstać.
-
Nah, nie dojdzie do tego, choć podejrzewam, ze ten typ ja oszukuje.
-
W jakim sensie? - zdziwil sie.
-
Tego jeszcze niestety nie wiem, ale dowiem sie. - powiedziala puszczając mu
oczko.
*
Alvaro
tymczasem szturchnął Vincenta w ramie, ale ten nawet sie nie obudzil. Nadal
smacznie spal. Chlopak przewrocil oczami i szturchnal go mocniej, ale on nadal
ani drgnal. Zirytowany postanowil, ze wyleje na niego kubek z lodowata woda.
Tak tez zrobil. Vincent momentalnie wstal z siedzenia krzycząc na cala
restauracje i przyciągając wzrok zebranych.
-
Odbilo ci?! - powiedzial w stronę Alvaro.
-
Mnie? To ty spisz w pracy. - odpowiedzial nad wyraz spokojnym i opanowanym
tonem.
-
Bo Aimee obudzila mnie z samego rana! To nie moja wina. - rzekl.
-
Bo spozniles sie do pracy! - krzyknal, gdyz puściły mu nerwy.
-
Kto zaczyna tak wczesnie? - usprawiedliwił sie.
-
Normalni ludzie? - odparl ironicznie. - Wiesz co Vincent, wybacz, ale to sie
chyba nie uda.
-
Co sie nie uda? - zdziwil sie.
-
My. - odparl.- Nasza współpraca.
-
Co? Alvaro ty chyba nie chcesz tego zrobic, prawda?
-
Przykro mi Vincent. Pracujedz tu od dwóch dni, a oopelniles tyle bledow. Musze
mieć przy sobie kogoś na kim będę mogl polegać. Ta osoba niestety nie jestes
ty. Przepraszam.
-
Spodziesalbym sie tego po Ainee, ale po tobie? Nie mogę w to uwierzyć. Mój
najlepszy przyjaciel mnie wyrzuca...- rzekl kręcąc glowa.
-
Vincent...- powiedzial Alvaro jednak on juz byl przy drzwiach. Do chlopaka
podeszla wtedy jego siostra z uśmiechem.
-
Brawo brat. Piąteczka. - powiedziala jednak on jej nie przybił.
*
Sean
i Nia przyglądali sie calemu zajściu z zainteresowaniem.
-
Niezla akcja. Czesto dzieją sie tu takie rzeczy? Bo jeśli tak to będę tu
częściej wpadać. - rzekla zadowolona.
-
Pierwszy raz widzę cos takiego. -
odpowiedzial. Zrobilo mu sie zal Alvaro, ale zaciekawila go jedna rzecz.
Skoro zwolnil swojego kumpla to noze kogoś zatrudnić, prawda?
-
Ech, no coz, szkoda. - mruknela. Wtedy podeszla do nich Ainee. Nawet nie
musiala udawać radosci.
-
Cos jeszcze podać?
-
Mam pytanie...- zaczal Sean. - Czy poszukujecie kogoś moze do pracy?
-
Tak. - odparla nad wyraz entuzjastycznie. - A
Masz kogoś godnego polecenia?
-
No chciałem polecic... Siebie. - powiedzial zmieszanym.
-
Och. - zdolala tylko wydukac.
-
Sean ma duże doświadczenie wbrew pozorom. - wtrąciła Nia.
-
Rozumiem. Ale musze porozmawiac z
bratem. On tu jest szefem. - powiedziala i odwrocila sie, by dod nich odejsc, a
po chwili zrobila to ponownie. - Albo wiesz co? Chodz ze mna. Jak cie pozna to
moze szybciej podejmie decyzję.
-
Juz mnie poznal. - rzekl.
-
Mnie tez- odezwala sie Nia.
-
Okej, a wiec po prostu zapytam. - powiedziala
i poszla do Alvaro.
-
Jej brat jest całkiem niezly. - powiedziala Nia
- Baabciu. - jeknal. - Jest dla ciebie za
mlody.
-
Nie mowilam o sobie. - odpowiedziala dumnie. Sean zmarszczył brwi, ale nic nie
powiedzial na ten temat.
*
-
Mam sprawę.- powiedziala Ainee podchodząc do Alvaro, który siedzialbna krześle
barowym i oglądam swoje i Vincenta zdjecia na telefonie.
-
Zawiodlem go. - rzekl zrozpaczonym tonem. - Nie zasluguje na niego.
-
Daj spokój. To tylko Vincent. Jutro o ty zapomni. - Aimee przewróciła oczami.
-
Nie tym razem. Boże, wybaczal mi tak
wiele, a ja mu zrobilem cos takiego. Jestem okropnym przyjacielem.
-
Ale za to znakomitym szefem. Pogodzisz sie z Vincentem. Nie takie rzeczy
stawaly wam na drodze. Dacie rade - starala sie go pocieszyć, aby szyko
przekazac mu radosna nowinę. - A tak na
marginesie, widziales kto nas odwiedzil, prawda?
-
Goscie? - probowal strzelać. Aimee przewróciła oczami.
-
Sean i jego babcia! - powiedziala zirytowanym tonem.
-
Ach tak. Kompletnie o nich zapomnialem. - rzekl. - I mówisz o nich jakby to byl
dla nad jakiś prestiż, to ze postanowili tu zjesc.
-
No bo jest w pewnym sensie - odparla. Alvaro nadal nic z tego nie rozumiał. -
Sean szuka pracy.
-
W takim razie powodzenia dla niego? - chlopak nie bardzo wiedzial jak ma
zareagować na ta wiadomość.
-
On chciałby pracować tutaj. - Aimee postanowiła powiedzieć mu to trochę
jaśniej. Alvaro zamilkł, nie wiedząc co powiedzieć. Znal go tylko z imprezy.
Nie wiedzial czy sie sprawdzi.
-
Ma jakieś doświadczenie? - zapytal.
-
Nie mam pojęcia - dziewczyna wzruszyła ramionami.
-
A o cos go zapytalas w ogóle?
-
Tak. Czy zaczela aż wrócę. - odpowiedziala.
-
A mialas pretensje o Vincenta. Niemozliwe. - mruknal. - Dobra przyprowadź go do
mnie sam go przepytam. - dodal wzdychając ciezko. Aimee kiwnęła Glowa i
wykonała polecenie brata. Chlopak patrzyl jak podchodzi do niego i cos mu mówi,
a on kiwa glowa i wstaje z siedzenia. Jego babcia odwraca sie, by na niego
spojrzec. Alvaro spuscil wzrok wtedy.
-
Oto Sean. Chciales z nim porozmawiac. - rzekla Aimee. - O wlasnie ktoś
przyszedl, wybaczcie na sekundkę. - dodala odchodząc od nich. Alvaro poczul sie
nieco niezręcznie. Tak samo bylo z Seanem. Patrzyli na siebie przez kilka
sekund, aż w końcu Alvaro postanowil przemowic.
-
A wiec starasz sie o prace tutaj. - zaczal.
-
Chcialbym. Wprawdzie nie mam duzego doświadczenia, ale szybko sie ucze. Jestem
pewien, ze dam rade. - odpowiedziala pełnej napiecia chwili.
-
Wcześniej pracowałeś w podobnym miejscu?
-
Stoisko z lodami sie liczy? - spytal niepewnie, a Alvaro usmiechnal sie.
-
Dla ciebie moze sie liczyć, - odparl, a zaraz potem zdal sobie sprawę z tego co
powiedzial. Odchrząknął wiec, - Tak, tak liczy sie.
-
Super. Mogę przynieść na jutro swoje cv z wadami i zaletami...- zaproponowal
Sean.
-
To nie będzie konieczne.- odparl rozbawionym tonem.
-
Wiem. Fatalnie wypadlem. - rzekl przynykajac oczy i bedac zlym na siebie.
-
Wręcz przeciwnie. Wiecej pewnosci siebie i będzie dobrze. - pocieszyl go Alvaro
dotykając jego ramienia. Sean spojrzał na jego reke, a wtedy chlopak ja cofnal
speszony. W tym momencie podeszla do nich Nia.
-
I co? Moj wnuczek otrzymal prace?
-
Babciu! To jeszcze nic pewnego. Dam Alvaro czas do namyslu. To znaczy mojemu
szefowi o ile da mi te prace bo ...- zaczal paplać Sean ze stresu.
-
Tak, masz te prace. - odpowiedzial, a Nia zaczela piszczeć i pezytulila Alvaro
dziękując mu za to. Sean schowal twarz w
dloniach z zazenowania.
-
Nie pozalujesz tego, Alvaro. Mogę ci tak mówić? Czy wolisz szef mojego wnuczka?
-
Alvaro jest idealnie. - powiedzial roześmiany. Wtedy podeszla do nich Ainee.
-
I jak? - zapytala.
-
Mam te prace. - powiedzial Sean.
-
Super! Kazdy będzie lepszy od Vincenta. - rzekla dziewczyna oddychając ulga.
-
To mój przyjaciel. - przypomnial jej Alvaro.
-
Aktualnie to nie jest pewne. - powiedziala.
-
Kiedy mogę zacząć prace? - spytal Sean.
-
Od dzisiaj. - rzekla Aimee.
-
Od jutra. - odparl Alvaro.
-
Czyli? - dopytal.
-
Od jutra, tak jak szef mówi. - powiedziala wskazując palcem na brata.
-
Dzięki za te prace. Naprawdę jestem bardzo wdzięczny.- rzekl chlopak.
-
Nie ma sprawy. - odpowiedzial Alvaro. Nia patrzyla raz na drugie pierwszego raz
na drugiego i dostala przeczucia. Tym razem bylo ono pozytywne. Jeszcze nigdy
czegoś takiego nie przezyla. Wiedziala,
a wlaciwie byla pewna, ze Alvaro to ten jedyny. Teraz powstawalo tylko pytanie
jak i czy powiedzieć o tyl Seanowi? Jej wnuczek mial dziewczynę, wiec nie byl
gejem i bylo to raczej wątpliwe aby nagle sie nim stal. Skąd wiec to
przeczucie?
-
Glowa mnie rozbolala. chodźmy do domu- powiedziala do Seana. - Wybaczcie.-
zwrocila sie do Aimee i Alvaro.
-
Nic nie szkodzi - pocieszyła ja Ainee.
-
Do zobaczenia. - Sean pomachal im na pożegnanie.
-
Pa. - powiedziala Aimee.
-
Czesc. - rzekl Alvaro.
-
I co myslisz? - zapytala.
-Moze
byc. - powiedzial podążając za nim wzrokiem.
-
Tylko tyle? - zdziwila sie.
-
Na razie tak. - odparl z usmiechem. Nie chcial sam przed sobą przyznac, ze
zrobil na nim wrażenie.
*
Tymczasem
Vincent nadal nie mial pieniędzy za czynsz. Właściciel jasno mu wyjaśnil, ze
albo zapłaci albo go wyrzucim a jako, ze nadal nie mial pieniędzy wybór byl
prosty.
-
Zaplace. Blagam. Tylko nie to. Nie mam gdzie mieszkać. - jeczal na kolanach
przed wlascicielem.
-
Wylatujesz. I koniec. - odparl.
-
Nic sie nie da zrobic?
-
Niestety. - powiedzial. - Pakuj sie. Do wieczora ma cię nie byc.
-
Ale ja się zmienie, przysięgam. - rzekl.
-
Wielu mi to obiecywalo. I żaden nie dotrzymal słowa. przykro mi.
-
Juz to dzisiaj slyszalem. - mruknal.
-
Zegar tyka. Do wieczora, pamiętaj. - powiedzial wskazując na jego zegarek na
ręce.
-
Tak, pamietam. - powiedzial zly i wstal.
- Zegnam, panie Wilson. - dodal i odszedl zly.
*
Tymczasem
Nia nie wiedziala jak ma powiedzieć Seanowi, ze prawdopodobnie będzie musiał
zmienic orientację. Ona byla tolerancyjna, ale nie wiedziala czy on tez.
Chciala to jakoś wybadać. Usiadla obok niego na kanapie, podczas gdy on jadl
popcorn i ogladal film.
-
Fajna praca ci sie trafila, co? - zapytala.
-
Tak, ciesze sie bardzo. - rzekl uśmiechając sie. Nia westchnęła. Ponyslala, ze nawet jeśli nie
jest gejem to moze zakochac sie w innym mężczyźnie. Postanowiła wiec wypytać go
o Alvaro.
-
A co myslisz o swoim nowym szefie?
-
Wydaje sie byc w porządku. Jest bardzo mily, a to wazne. Przynajmniej dla mnie.
-
Bo nie moglbys byc z kims wrednym? - podchwyciła.
-
Co? -zdziwil sie.
-
Nie ważne. - machnęła dlonia. - hm, W sumie Alvaro jest bardzo przystojnym
chłopakiem. Nie uważasz?
-
Tak, jest. Ale co to ma za znaczenie?
-
Zadne. - wzruszyła ramionami. - Chcialam znac twoja opinie. Lubie wiedzieć co
myslisz.
Nagle
Sean otworzyl szeroko oczy.
-
Chyba nie chcesz sie z nim umówić? - przerazil sie.
-
Nie, cos tym za mlody dla mnie. On jest w twoim wieku. - stwierdziła.
-
Bogu dzięki. - odparl.
-
Ale gdybym chciala to byś mnie nie powstrzymal. - rzekla.
-
Jestem tego pewien. - odpowiedzial. Po chwili Nia podjęła znowu temat.
-
Myslisz, ze moglbys sie z nim zaprzyjaźnić?
-
Nie wiem. - powiedział wpychając sobie popcorn do ust.
-
Jest mily tak jak ty. - zauwzyla. - I uprzejmy. Umie gotować, tez kiedyś
interesowałeś sie gotowaniem. Ponadto widać, ze stroni od imprez tak jak ty.
-
W sumie fakt. Ale to wyjdzie z czasem. co teraz mogę powiedzieć? Nic.
-
Ale mozesz wstępnie zalozyc czy jest szansa, abyście zostali przyjaciómi,
przynajmniej na razie? - zapytala.Sean zastanowil sie przez moment, aż w końcu
ciezko westchnął i kiwnal Glowa.
-
Jest szansa, oczywiscie. - odpowiedzial, ale jak zdawalo sie Nii lekko wymuszonym
tonem. Postanowiła jednak dluzej nie ciągnąć go za język i odpuściła.
*
Alvaro
siedzial na kanapie i oglądam powtórkę Gordona Ramseya, która sobie nagrał.
Aimee widzac jego przygnębienie zrobila mu kanapke. Postawiła talerz obok niego
z uśmiechem.
- Proszę. I nie martw się juz Vincentem. -
powiedziala.
-
Nie mogę to moj najlepszy przyjaciel. A tak na marginesie: zrobilas mi kanapke?
Serio? Ty? - zdziwil sie.
-
Tak, tez jestem w szoku. - powiedziala. Alvaro wzial kanapke i ugryzł kawalek.
Zmarszczył brwi i stwierdzil:
-
Nie powinnaś robić kanapek.
-
Hej! - oburzyła sie, a zaraz potem, dodala: - Tak, wiem. Ale chcialam byc
mila.
-
Nie rob tego wiecej, proszę.
-
Postaram sie. A ty postaraj sie pogodzic z Vincentem. - powiedziala stanowczo.
- No juz, zmykaj. - Klasnela w dlonie.
-
Nie mam ochoty. - jeczal. - To i tak nic nie da.
-
Nic nie da twoje jęczenie. - odpowiedziala. - Won pogodzić sie z Vincentem. I
nie wracaj poki tego nie zrobisz. - dodala ostro.
-
Dobra juz idę, mamo. - rzekl unosząc ręce do góry.
-
No, prawidlowo. siostra zawsze do usług. - powiedziala zadowlona z siebie.
Alvaro otworzyl drzwi chcac wyjsc , a w progu ujrzal Branta.
-
Czesc i na razie. - rzekl wychodząc. Brant stanal jak wryty, ale nic nie
powiedział na to.
-
Czy Alvaro wlasnie wyszedl? - zapytal dziwnie radosnym tonem.
-
Tak, wiem, ze to dziwne, ale...
-
Czyli to znaczy, ze mamy dom dla siebie? Caly?
Dopiero
teraz Aimee zalapala co to znaczy i jej oczy również rozjaśniany.
-
Czas na...- zaczela, ale nie skonczyla, poniewaz Brant wzial ja na ręce i
skierował sie na schody.
-
Przekonasz sie. - dodal z uśmiechem.
*
Tymczasem
Alvaro musial pogodzic sie z Vincentem. Minely juz trzy godziny odkad sie
poklocili. Ostatnio tyle ze sobą nie rozmawiali w podstawówce. Chlopak zapukal
do drzwi przyjaciela, a gdy ten nie otwieral nacisnal klamkę i wszedl do
środka. Zastal tam mega dziwny widok. Otoz Vincent siedzial na podlodze i
rozpaczal! Alvaro nigdy nie widzial, aby jego przyjaciel byl zalamany. Do tej
chwili.
-
Hej. - powiedzial niesmialo.
-
Jakie hej? Nie mów tak w obliczu tragedii. - odparl.
-
Wybacz, nie chciałem. - rzekl
- Gdybys nie chcial wielu rzeczy, Np. Zwolnic
mnie to bym nie znajdowal sie w tak beznadziejnej sytuacji.
-
Wybacz razy dwa. Naprawdę bardzo, bardzo mi przykro, Vincent. - powiedzial.
staral sie aby jego ton byl spokojny i opanowany.
-
To nic nie zmieni. Wlasciciel wyrzuca mnie z mieszkania. Nic na to nie poradzisz.
- odparl. Alvaro westchnął. Mial racje, nie wiele mogl zrobić. Nagle jednak
wpadl mu do Glowy pomysł.
-
A gdybym tak...- zaczal, ale Vincent mu przerwal:
-
Wykupil dla mnie to mieszkanie? - strzelal.
-
Nie, chodzilo mi raczej o...
-
Powrót do pracy?! - czekal z nadzieja na twierdzaca odpowiedz. Alvaro nie
wiedzial jak z tego wybrnąć teraz.
-
Zapłacil za twoj czynsz? - spytal wzruszając ramionami. - Tylko tyle mogę dla
ciebie zrobic. Na razie.
-
Naprawdę? Zrobilbys to dla mnie? Dziekuje! - wykrzyknął uradowany.
-
To ile mam ci dać? - zapytal.
-
Piec ty...- urwał widzac spojrzenie Alvaro.
-
Prawdziwa suma tylko. - zastrzegl sobie.
-
aha, okej. Wiec pięćset dolarów - rzekl.
-
Stoi. I jak? Lepiej juz? - spytal wyjmując pieniądze, a vincenowi oczy sie zaświeciły.
-
Zdecydowanie. - odpowiedzial i wzial je jakby byl w transie.
-
Super to mogę juz wracac do oglądania Gordona Ramseya? - Upewnil sie.
-
Mozesz obejrzeć u mnie. - zaproponowal.
-
Serio? Dzięki. Jestes wielki. - ucieszyl sie i podszedl, aby go uścisnąć. W koncu od czego ma sie przyjaciół?
*
Następnego
dnia Vincent zaprosil Alvaro, aby cos zobaczyl. Twierdzil, ze to super ważne i
musi natychmiast sie u niego pojawić. Podal mu dokladne miejsce, gdzie ma to
zrobic. Okazalo sie, ze znajdowali sie to naprzeciwko jego restauracji. Alvaro
zmarszczył brwi widzac duza przyczepę kempingowa.
-
Siemanko stary! Zapraszam. - powiedzial robiac gest zapraszający do środka.
-
Co to jest? - zapytal.
-
Moja przyczepa podoba ci sie? - zapytal rozesmianym tonem.
-
Jest super, ale skąd ja masz? - zapytal wchodząc do środka. Nie bylo tam
urodziwie. Względnie. Alvaro nie chcial krytykować przyjaciela, ale to mu sie
nie podobalo.
-
Kupilem za 500 dolarow, ktore mi dales.
-
Dalem ci je na spłacenie czynszu. - powiedzial zirytowanym tonem.
-
Wiem, ale właściciel nie chcial ich przyjac, poniewaz stwierdzil, ze są
kradzione. Bylem zalamany, wiec tułałem sie po ulicy trzymając ta kasę i rozpaczając.
Zauwazyl mnę jakiś koles i stwierdzil, ze sprzeda mi ja za cala forsę która ze
sobą mam. Nie mialem gdzie mieszkać wiec sie zgodzilem. Oto cala historia!
Teraz przynajmniej nie będę nusial martwic sie o czynsz. Czyz to nie wspaniale?
Alvaro
westchnął. A myslal, ze Vincent juz niczym go nie zaskoczy. Mylil sie.
-
Tak, to super, ale serio chcesz tu mieszkać? Tu jest....- a widzac minę kumpla
odparl: - Extra.
-
Wiesz co byłoby jeszcze lepsze? Gdybys zamieszkal tu ze mną! - powiedzial
uradowany.
-
Proszę nie. - jeknal, a po chwili zdal sobie sprawę, ze mówil to na glos. -
Proszę nie uzyczaj mi miejsca. Ja juz mam dom, ale to mile z twojej strony,
kumplu... na zawsze. - dodal chcac udobruchać .
-
Na pewno nie chcesz tu mieszkać?
-
Chce, ale...po za tym to nie byloby dziwne? Dwóch kolesi w jednej przyczepie?
-
Niestety masz racje. Swoja droga to straszna dyskryminacja, poniewaz gdyby
dziewczyny chcialy zamieszkać w takiej przyczepie to nie byloby problemu. My
faceci zawsze mamy gorzej. - powiedzial kręcąc Glowa.
-
Musze sie z tobą zgodzic, przyjacielu. - rzekl klepiąc go po ramieniu.
-
Acha, mam do ciebie jeszcze jwdna prosbe. - odezwal sie chlopak.
-
Tak?
-
Pożyczysz mi 1000 dolarów? Widzisz,nie mam mebli, a na czymś musze spac i jesc.
-
Ile? - prawie wykrzyknal.
-
Hej! Zwolniles mnie z pracy. - przypomnial mi.
-
To na kiedy ten tysiąc? - zapytal szybko powaznym tonem.
-
Dzisiaj byloby super.- odpowiedzial zadowony.
-
Okej, zalatwione. - odpowiedzial.
*
Sean
i Nia przyglądali sie calemu zajściu z zainteresowaniem.
-
Niezla akcja. Czesto dzieją sie tu takie rzeczy? Bo jeśli tak to będę tu
częściej wpadać. - rzekla zadowolona.
-
Pierwszy raz widzę cos takiego. -
odpowiedzial. Zrobilo mu sie zal Alvaro, ale zaciekawila go jedna rzecz.
Skoro zwolnil swojego kumpla to noze kogoś zatrudnić, prawda?
-
Ech, no coz, szkoda. - mruknela. Wtedy podeszla do nich Ainee. Nawet nie
musiala udawać radosci.
-
Cos jeszcze podać?
-
Mam pytanie...- zaczal Sean. - Czy poszukujecie kogoś moze do pracy?
-
Tak. - odparla nad wyraz entuzjastycznie. - A
Masz kogoś godnego polecenia?
-
No chciałem polecic... Siebie. - powiedzial zmieszanym.
-
Och. - zdolala tylko wydukac.
-
Sean ma duże doświadczenie wbrew pozorom. - wtrąciła Nia.
-
Rozumiem. Ale musze porozmawiac z
bratem. On tu jest szefem. - powiedziala i odwrocila sie, by dod nich odejsc, a
po chwili zrobila to ponownie. - Albo wiesz co? Chodz ze mna. Jak cie pozna to
moze szybciej podejmie decyzję.
-
Juz mnie poznal. - rzekl.
-
Mnie tez- odezwala sie Nia.
-
Okej, a wiec po prostu zapytam. - powiedziala
i poszla do Alvaro.
-
Jej brat jest całkiem niezly. - powiedziala Nia
- Baabciu. - jeknal. - Jest dla ciebie za
mlody.
-
Nie mowilam o sobie. - odpowiedziala dumnie. Sean zmarszczył brwi, ale nic nie
powiedzial na ten temat.
*
-
Mam sprawę.- powiedziala Ainee podchodząc do Alvaro, który siedzialbna krześle
barowym i oglądam swoje i Vincenta zdjecia na telefonie.
-
Zawiodlem go. - rzekl zrozpaczonym tonem. - Nie zasluguje na niego.
-
Daj spokój. To tylko Vincent. Jutro o ty zapomni. - Aimee przewróciła oczami.
-
Nie tym razem. Boże, wybaczal mi tak
wiele, a ja mu zrobilem cos takiego. Jestem okropnym przyjacielem.
-
Ale za to znakomitym szefem. Pogodzisz sie z Vincentem. Nie takie rzeczy
stawaly wam na drodze. Dacie rade - starala sie go pocieszyć, aby szyko
przekazac mu radosna nowinę. - A tak na
marginesie, widziales kto nas odwiedzil, prawda?
-
Goscie? - probowal strzelać. Aimee przewróciła oczami.
-
Sean i jego babcia! - powiedziala zirytowanym tonem.
-
Ach tak. Kompletnie o nich zapomnialem. - rzekl. - I mówisz o nich jakby to byl
dla nad jakiś prestiż, to ze postanowili tu zjesc.
-
No bo jest w pewnym sensie - odparla. Alvaro nadal nic z tego nie rozumiał. -
Sean szuka pracy.
-
W takim razie powodzenia dla niego? - chlopak nie bardzo wiedzial jak ma
zareagować na ta wiadomość.
-
On chciałby pracować tutaj. - Aimee postanowiła powiedzieć mu to trochę
jaśniej. Alvaro zamilkł, nie wiedząc co powiedzieć. Znal go tylko z imprezy.
Nie wiedzial czy sie sprawdzi.
-
Ma jakieś doświadczenie? - zapytal.
-
Nie mam pojęcia - dziewczyna wzruszyła ramionami.
-
A o cos go zapytalas w ogóle?
-
Tak. Czy zaczela aż wrócę. - odpowiedziala.
-
A mialas pretensje o Vincenta. Niemozliwe. - mruknal. - Dobra przyprowadź go do
mnie sam go przepytam. - dodal wzdychając ciezko. Aimee kiwnęła Glowa i
wykonała polecenie brata. Chlopak patrzyl jak podchodzi do niego i cos mu mówi,
a on kiwa glowa i wstaje z siedzenia. Jego babcia odwraca sie, by na niego
spojrzec. Alvaro spuscil wzrok wtedy.
-
Oto Sean. Chciales z nim porozmawiac. - rzekla Aimee. - O wlasnie ktoś
przyszedl, wybaczcie na sekundkę. - dodala odchodząc od nich. Alvaro poczul sie
nieco niezręcznie. Tak samo bylo z Seanem. Patrzyli na siebie przez kilka
sekund, aż w końcu Alvaro postanowil przemowic.
-
A wiec starasz sie o prace tutaj. - zaczal.
-
Chcialbym. Wprawdzie nie mam duzego doświadczenia, ale szybko sie ucze. Jestem
pewien, ze dam rade. - odpowiedziala pełnej napiecia chwili.
-
Wcześniej pracowałeś w podobnym miejscu?
-
Stoisko z lodami sie liczy? - spytal niepewnie, a Alvaro usmiechnal sie.
-
Dla ciebie moze sie liczyć, - odparl, a zaraz potem zdal sobie sprawę z tego co
powiedzial. Odchrząknął wiec, - Tak, tak liczy sie.
-
Super. Mogę przynieść na jutro swoje cv z wadami i zaletami...- zaproponowal
Sean.
-
To nie będzie konieczne.- odparl rozbawionym tonem.
-
Wiem. Fatalnie wypadlem. - rzekl przynykajac oczy i bedac zlym na siebie.
-
Wręcz przeciwnie. Wiecej pewnosci siebie i będzie dobrze. - pocieszyl go Alvaro
dotykając jego ramienia. Sean spojrzał na jego reke, a wtedy chlopak ja cofnal
speszony. W tym momencie podeszla do nich Nia.
-
I co? Moj wnuczek otrzymal prace?
-
Babciu! To jeszcze nic pewnego. Dam Alvaro czas do namyslu. To znaczy mojemu
szefowi o ile da mi te prace bo ...- zaczal paplać Sean ze stresu.
-
Tak, masz te prace. - odpowiedzial, a Nia zaczela piszczeć i pezytulila Alvaro
dziękując mu za to. Sean schowal twarz w
dloniach z zazenowania.
-
Nie pozalujesz tego, Alvaro. Mogę ci tak mówić? Czy wolisz szef mojego wnuczka?
-
Alvaro jest idealnie. - powiedzial roześmiany. Wtedy podeszla do nich Ainee.
-
I jak? - zapytala.
-
Mam te prace. - powiedzial Sean.
-
Super! Kazdy będzie lepszy od Vincenta. - rzekla dziewczyna oddychając ulga.
-
To mój przyjaciel. - przypomnial jej Alvaro.
-
Aktualnie to nie jest pewne. - powiedziala.
-
Kiedy mogę zacząć prace? - spytal Sean.
-
Od dzisiaj. - rzekla Aimee.
-
Od jutra. - odparl Alvaro.
-
Czyli? - dopytal.
-
Od jutra, tak jak szef mówi. - powiedziala wskazując palcem na brata.
-
Dzięki za te prace. Naprawdę jestem bardzo wdzięczny.- rzekl chlopak.
-
Nie ma sprawy. - odpowiedzial Alvaro. Nia patrzyla raz na drugie pierwszego raz
na drugiego i dostala przeczucia. Tym razem bylo ono pozytywne. Jeszcze nigdy
czegoś takiego nie przezyla. Wiedziala,
a wlaciwie byla pewna, ze Alvaro to ten jedyny. Teraz powstawalo tylko pytanie
jak i czy powiedzieć o tyl Seanowi? Jej wnuczek mial dziewczynę, wiec nie byl
gejem i bylo to raczej wątpliwe aby nagle sie nim stal. Skąd wiec to
przeczucie?
-
Glowa mnie rozbolala. chodźmy do domu- powiedziala do Seana. - Wybaczcie.-
zwrocila sie do Aimee i Alvaro.
-
Nic nie szkodzi - pocieszyła ja Ainee.
-
Do zobaczenia. - Sean pomachal im na pożegnanie.
-
Pa. - powiedziala Aimee.
-
Czesc. - rzekl Alvaro.
-
I co myslisz? - zapytala.
-Moze
byc. - powiedzial podążając za nim wzrokiem.
-
Tylko tyle? - zdziwila sie.
-
Na razie tak. - odparl z usmiechem. Nie chcial sam przed sobą przyznac, ze
zrobil na nim wrażenie.
*
Tymczasem
Vincent nadal nie mial pieniędzy za czynsz. Właściciel jasno mu wyjaśnil, ze
albo zapłaci albo go wyrzucim a jako, ze nadal nie mial pieniędzy wybór byl
prosty.
-
Zaplace. Blagam. Tylko nie to. Nie mam gdzie mieszkać. - jeczal na kolanach
przed wlascicielem.
-
Wylatujesz. I koniec. - odparl.
-
Nic sie nie da zrobic?
-
Niestety. - powiedzial. - Pakuj sie. Do wieczora ma cię nie byc.
-
Ale ja się zmienie, przysięgam. - rzekl.
-
Wielu mi to obiecywalo. I żaden nie dotrzymal słowa. przykro mi.
-
Juz to dzisiaj slyszalem. - mruknal.
-
Zegar tyka. Do wieczora, pamiętaj. - powiedzial wskazując na jego zegarek na
ręce.
-
Tak, pamietam. - powiedzial zly i wstal.
- Zegnam, panie Wilson. - dodal i odszedl zly.
*
Tymczasem
Nia nie wiedziala jak ma powiedzieć Seanowi, ze prawdopodobnie będzie musiał
zmienic orientację. Ona byla tolerancyjna, ale nie wiedziala czy on tez.
Chciala to jakoś wybadać. Usiadla obok niego na kanapie, podczas gdy on jadl
popcorn i ogladal film.
-
Fajna praca ci sie trafila, co? - zapytala.
-
Tak, ciesze sie bardzo. - rzekl uśmiechając sie. Nia westchnęła. Ponyslala, ze nawet jeśli nie
jest gejem to moze zakochac sie w innym mężczyźnie. Postanowiła wiec wypytać go
o Alvaro.
-
A co myslisz o swoim nowym szefie?
-
Wydaje sie byc w porządku. Jest bardzo mily, a to wazne. Przynajmniej dla mnie.
-
Bo nie moglbys byc z kims wrednym? - podchwyciła.
-
Co? -zdziwil sie.
-
Nie ważne. - machnęła dlonia. - hm, W sumie Alvaro jest bardzo przystojnym
chłopakiem. Nie uważasz?
-
Tak, jest. Ale co to ma za znaczenie?
-
Zadne. - wzruszyła ramionami. - Chcialam znac twoja opinie. Lubie wiedzieć co
myslisz.
Nagle
Sean otworzyl szeroko oczy.
-
Chyba nie chcesz sie z nim umówić? - przerazil sie.
-
Nie, cos tym za mlody dla mnie. On jest w twoim wieku. - stwierdziła.
-
Bogu dzięki. - odparl.
-
Ale gdybym chciala to byś mnie nie powstrzymal. - rzekla.
-
Jestem tego pewien. - odpowiedzial. Po chwili Nia podjęła znowu temat.
-
Myslisz, ze moglbys sie z nim zaprzyjaźnić?
-
Nie wiem. - powiedział wpychając sobie popcorn do ust.
-
Jest mily tak jak ty. - zauwzyla. - I uprzejmy. Umie gotować, tez kiedyś
interesowałeś sie gotowaniem. Ponadto widać, ze stroni od imprez tak jak ty.
-
W sumie fakt. Ale to wyjdzie z czasem. co teraz mogę powiedzieć? Nic.
-
Ale mozesz wstępnie zalozyc czy jest szansa, abyście zostali przyjaciómi,
przynajmniej na razie? - zapytala.Sean zastanowil sie przez moment, aż w końcu
ciezko westchnął i kiwnal Glowa.
-
Jest szansa, oczywiscie. - odpowiedzial, ale jak zdawalo sie Nii lekko
wymuszonym tonem. Postanowiła jednak dluzej nie ciągnąć go za język i
odpuściła.
*
Alvaro
siedzial na kanapie i oglądam powtórkę Gordona Ramseya, która sobie nagrał.
Aimee widzac jego przygnębienie zrobila mu kanapke. Postawiła talerz obok niego
z uśmiechem.
- Proszę. I nie martw się juz Vincentem. -
powiedziala.
-
Nie mogę to moj najlepszy przyjaciel. A tak na marginesie: zrobilas mi kanapke?
Serio? Ty? - zdziwil sie.
-
Tak, tez jestem w szoku. - powiedziala. Alvaro wzial kanapke i ugryzł kawalek.
Zmarszczył brwi i stwierdzil:
-
Nie powinnaś robić kanapek.
-
Hej! - oburzyła sie, a zaraz potem, dodala: - Tak, wiem. Ale chcialam byc
mila.
-
Nie rob tego wiecej, proszę.
-
Postaram sie. A ty postaraj sie pogodzic z Vincentem. - powiedziala stanowczo.
- No juz, zmykaj. - Klasnela w dlonie.
-
Nie mam ochoty. - jeczal. - To i tak nic nie da.
-
Nic nie da twoje jęczenie. - odpowiedziala. - Won pogodzić sie z Vincentem. I
nie wracaj poki tego nie zrobisz. - dodala ostro.
-
Dobra juz idę, mamo. - rzekl unosząc ręce do góry.
-
No, prawidlowo. siostra zawsze do usług. - powiedziala zadowlona z siebie.
Alvaro otworzyl drzwi chcac wyjsc , a w progu ujrzal Branta.
-
Czesc i na razie. - rzekl wychodząc. Brant stanal jak wryty, ale nic nie
powiedział na to.
-
Czy Alvaro wlasnie wyszedl? - zapytal dziwnie radosnym tonem.
-
Tak, wiem, ze to dziwne, ale...
-
Czyli to znaczy, ze mamy dom dla siebie? Caly?
Dopiero
teraz Aimee zalapala co to znaczy i jej oczy również rozjaśniany.
-
Czas na...- zaczela, ale nie skonczyla, poniewaz Brant wzial ja na ręce i
skierował sie na schody.
-
Przekonasz sie. - dodal z uśmiechem.
*
Tymczasem
Alvaro musial pogodzic sie z Vincentem. Minely juz trzy godziny odkad sie
poklocili. Ostatnio tyle ze sobą nie rozmawiali w podstawówce. Chlopak zapukal
do drzwi przyjaciela, a gdy ten nie otwieral nacisnal klamkę i wszedl do
środka. Zastal tam mega dziwny widok. Otoz Vincent siedzial na podlodze i
rozpaczal! Alvaro nigdy nie widzial, aby jego przyjaciel byl zalamany. Do tej
chwili.
-
Hej. - powiedzial niesmialo.
-
Jakie hej? Nie mów tak w obliczu tragedii. - odparl.
-
Wybacz, nie chciałem. - rzekl
- Gdybys nie chcial wielu rzeczy, Np. Zwolnic
mnie to bym nie znajdowal sie w tak beznadziejnej sytuacji.
-
Wybacz razy dwa. Naprawdę bardzo, bardzo mi przykro, Vincent. - powiedzial.
staral sie aby jego ton byl spokojny i opanowany.
-
To nic nie zmieni. Wlasciciel wyrzuca mnie z mieszkania. Nic na to nie poradzisz.
- odparl. Alvaro westchnął. Mial racje, nie wiele mogl zrobić. Nagle jednak
wpadl mu do Glowy pomysł.
-
A gdybym tak...- zaczal, ale Vincent mu przerwal:
-
Wykupil dla mnie to mieszkanie? - strzelal.
-
Nie, chodzilo mi raczej o...
-
Powrót do pracy?! - czekal z nadzieja na twierdzaca odpowiedz. Alvaro nie
wiedzial jak z tego wybrnąć teraz.
-
Zapłacil za twoj czynsz? - spytal wzruszając ramionami. - Tylko tyle mogę dla
ciebie zrobic. Na razie.
-
Naprawdę? Zrobilbys to dla mnie? Dziekuje! - wykrzyknął uradowany.
-
To ile mam ci dać? - zapytal.
-
Piec ty...- urwał widzac spojrzenie Alvaro.
-
Prawdziwa suma tylko. - zastrzegl sobie.
-
aha, okej. Wiec pięćset dolarów - rzekl.
-
Stoi. I jak? Lepiej juz? - spytal wyjmując pieniądze, a vincenowi oczy sie zaświeciły.
-
Zdecydowanie. - odpowiedzial i wzial je jakby byl w transie.
-
Super to mogę juz wracac do oglądania Gordona Ramseya? - Upewnil sie.
-
Mozesz obejrzeć u mnie. - zaproponowal.
-
Serio? Dzięki. Jestes wielki. - ucieszyl sie i podszedl, aby go uścisnąć. W koncu od czego ma sie przyjaciół?
*
Następnego
dnia Vincent zaprosil Alvaro, aby cos zobaczyl. Twierdzil, ze to super ważne i
musi natychmiast sie u niego pojawić. Podal mu dokladne miejsce, gdzie ma to
zrobic. Okazalo sie, ze znajdowali sie to naprzeciwko jego restauracji. Alvaro
zmarszczył brwi widzac duza przyczepę kempingowa.
-
Siemanko stary! Zapraszam. - powiedzial robiac gest zapraszający do środka.
-
Co to jest? - zapytal.
-
Moja przyczepa podoba ci sie? - zapytal rozesmianym tonem.
-
Jest super, ale skąd ja masz? - zapytal wchodząc do środka. Nie bylo tam
urodziwie. Względnie. Alvaro nie chcial krytykować przyjaciela, ale to mu sie
nie podobalo.
-
Kupilem za 500 dolarow, ktore mi dales.
-
Dalem ci je na spłacenie czynszu. - powiedzial zirytowanym tonem.
-
Wiem, ale właściciel nie chcial ich przyjac, poniewaz stwierdzil, ze są
kradzione. Bylem zalamany, wiec tułałem sie po ulicy trzymając ta kasę i rozpaczając.
Zauwazyl mnę jakiś koles i stwierdzil, ze sprzeda mi ja za cala forsę która ze
sobą mam. Nie mialem gdzie mieszkać wiec sie zgodzilem. Oto cala historia!
Teraz przynajmniej nie będę nusial martwic sie o czynsz. Czyz to nie wspaniale?
Alvaro
westchnął. A myslal, ze Vincent juz niczym go nie zaskoczy. Mylil sie.
-
Tak, to super, ale serio chcesz tu mieszkać? Tu jest....- a widzac minę kumpla
odparl: - Extra.
-
Wiesz co byłoby jeszcze lepsze? Gdybys zamieszkal tu ze mną! - powiedzial
uradowany.
-
Proszę nie. - jeknal, a po chwili zdal sobie sprawę, ze mówil to na glos. -
Proszę nie uzyczaj mi miejsca. Ja juz mam dom, ale to mile z twojej strony,
kumplu... na zawsze. - dodal chcac udobruchać .
-
Na pewno nie chcesz tu mieszkać?
-
Chce, ale...po za tym to nie byloby dziwne? Dwóch kolesi w jednej przyczepie?
-
Niestety masz racje. Swoja droga to straszna dyskryminacja, poniewaz gdyby
dziewczyny chcialy zamieszkać w takiej przyczepie to nie byloby problemu. My
faceci zawsze mamy gorzej. - powiedzial kręcąc Glowa.
-
Musze sie z tobą zgodzic, przyjacielu. - rzekl klepiąc go po ramieniu.
-
Acha, mam do ciebie jeszcze jwdna prosbe. - odezwal sie chlopak.
-
Tak?
-
Pożyczysz mi 1000 dolarów? Widzisz,nie mam mebli, a na czymś musze spac i jesc.
-
Ile? - prawie wykrzyknal.
-
Hej! Zwolniles mnie z pracy. - przypomnial mi.
-
To na kiedy ten tysiąc? - zapytal szybko powaznym tonem.
-
Dzisiaj byloby super.- odpowiedzial zadowony.
-
Okej, zalatwione. - odpowiedzial.
omg what a great episode! more love alvaro !!! plus vincent was a master of this episode! I love him
OdpowiedzUsuńI feel that Vincent will be a lot of trouble. I do not think he gave alvaro money.also nia believes that alvaro is a soul mate sean, because he has some feelings? what? xD
OdpowiedzUsuńwho still has the feeling of a father alvaro and aimee betrays their mother? Brant is a little strange on the other side and I'm sure that he will come out of his darker side.
OdpowiedzUsuńI love friendship Vincent and alvaro! I wish more of them are great.
I like Sean, but too much can his grandmother and he can not resist her. To battle, boy! nia could not plan his life, if he does not want to be with Alvaro why she wants to force it? on the other hand, he does not tell, he did not want to be with him .... we'll see.
OdpowiedzUsuńVincent is in love Cierra! How sweet, aw. Also Alvaro and Sean are cute too. I hope that they fall in love with each other, go Nia! make a cute couple!
OdpowiedzUsuńWhere's Laura? I like Eldero, Nia and Laura! These mega funny.
OdpowiedzUsuńah, and who else is disgusted by the fact that in the next episode will appear again eric? leave alvaro alone! ugh